Aktualności firm stowarzyszonych

„Je Suis Reni”

Kto z nas nie tęsknił za romantycznymi podróżami? Kto z nas nigdy nie przeżył marzeń o miłości czy romansie w scenografii Paryża, miasta zakochanych? Z kafejkami nad Sekwaną, pocałunkami w deszczu, z nieodłączną bagietką i karafką wina. No i kto nie śpiewał, nie znając kompletnie języka, jednego z ponadczasowych szlagierów piosenki francuskiej? Fani królowej polskiej muzyki tanecznej Reni Jusis oraz frankofile, których w Polsce nie brakuje mają podwójny powód do radości. W dniu Święta Narodowego Francji, czyli 14 lipca światło dzienne ujrzy zaskakujący, czarujący urodą i nostalgią album „Je Suis Reni”.

Reni Jusis to wszechstronnie utalentowana, klasycznie wykształcona wokalistka, kompozytorka, instrumentalistka i producentka, której kolejne albumy, od debiutanckiej przebojowej „Zakręconej” (1998), przez houseowo dance’ową „Elektrenikę” (2001), transowo elektropopową „Trans Misję” (2003) czy progresywny „Bang!” (2016) na zawsze zmieniły oblicze polskiej tanecznej sceny elektroniczno klubowej. Na najnowszej płycie przenosi nas nieoczekiwanie na uliczki Paryża i w cudowny retro klimat dekady lat 60 tych (choć nie tylko), kiedy życie wydawało się prostsze, po ulicach przechadzały się piękne dziewczyny z fryzurami w koński ogon, a francuska piosenka i kinematografia święciły triumfy w całej Europie po obu stronach żelaznej kurtyny.

To nie pierwszy raz, kiedy Reni jak muzyczny kameleon przeobraża się i zmienia oswojoną elektroniczną przestrzeń w liryczne akustyczne rejony, co z sukcesem udowodniła świetnym, nagradzanym albumem „Iluzjon” z 2009 roku.

Tym razem ikona polskiej muzyki klubowej w zjawiskowej metamorfozie z niebywałym wdziękiem, lekkością, ale i odwagą, na albumie „Je suis Reni” zaprzyjaźnia się z kultowymi, w pełni tego słowa znaczeniu piosenkami Serge’a Gainsbourga, Francoise Hardy, Michela Legranda, czy Joe Dassin.

„W czasie pandemii znalazłam wreszcie czas, aby zrealizować jedno z moich muzycznych marzeń. Postanowiłam nagrać płytę z moimi ulubionymi francuskimi piosenkami i tematami filmowymi, którymi zachwycam się od dzieciństwa. A ponieważ w pracach nad albumem pomagała mi również moja siostra i mama, to ta płyta stała się naszym wspólnym rodzinnym projektem” mówi Reni. 

Płytę promują dotychczas trzy single:  „Laisse tomber les filles” z gościnnym udziałem Rafała Zawieruchy w teledysku, premierowy utwór „Lawenda” – kobieca pocztówka stworzona wspólnie z Barbarą Wrońską, oraz nowa wersja niezwykle popularnej w drugiej połowie lat 80 piosenki Desireless „Voyage Voyage”. Z dyskotekowego mega hitu, który nuciła cała Europa Reni wydobyła akustyczną subtelność i obdarzyła utwór aurą osobistej melancholii i tęsknotą za nieznanym życiem, podróżą i zmianą, gdzie plaże Normandii czy francuskiej riwiery mogą się naturalnie zmienić w piękne puste wybrzeże Bałtyku.

„Je sui Reni” to pełen charme’u zestaw 14 piosenek wśród których spotykamy między innymi  refleksyjną  wersję wielkiego przeboju Francoise Hardy „Comment te dire adieu”, radosne i zalotne z polskim tekstem „Kolor Cafe” z repertuaru enfant terrible francuskiej chanson Serge’a Gainsbourga, czy nieśmiertelny, przeuroczy temat autorstwa mistrza Michela Legranda i Vladimira Cosmy, „Oum Le Dauphi” czyli tytułową piosenkę z animowanego filmu „Biały Delfin Um” która to piosenka natychmiast przenosi nas w  beztroski, niewinny świat dzieciństwa i dobrych wspomnień.

„Od tej piosenki zaczęła się moja fascynacja kulturą i muzyką francuską. To właśnie „Delfin Um” na długo przed poznaniem Edith Piaf zasiał we mnie tę miłość”. Mimo upływu lat ta piosenka nadal mnie wzrusza i jest powodem, dzięki któremu powstało „Je Suis Reni”.

Nie sposób nie zwrócić uwagi na duety Reni z aktorem Łukaszem Garlickim, z których wyróżnia się jeden z największych francuskich klasyków, czyli piosenka autorstwa Francisa Lai z filmu „Kobieta i Mężczyzna” Claude’a Leloucha, tu w polskiej wersji językowej o tytule

„Przypomnij mi”, oraz słodko-gorzka „La rua Madureira” z repertuaru Nino Ferrer czy cudownie rozmarzone „L’ete Indien” („Babie Lato"), które spopularyzował dla świata Joe Dassin. Wszystkim utworom zaaranżowanym z niezwykła klasą i poszanowaniem dla oryginału atrakcyjności dodaje użycie wibrafonu i klawesynu oraz subtelne wycieczki w klimaty gypsy jazzu, swingu i ulicznej chanson.

To płyta o zapachu i kolorze lawendy. Wybierzcie się z Reni w tę melancholijną podroż.

A swoją drogą tylko czekać, kiedy Zaz, wielka gwiazda współczesnej piosenki francuskiej dołączy do swojego repertuaru „Kiedyś Cię znajdę”. Bon Voyage!

 

Share this page Share on FacebookShare on TwitterShare on Linkedin
Close

Zaloguj się do Strefy Członkowskiej!